www.namaste2.fora.pl - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum www.namaste2.fora.pl Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
[Ankieta] Konkurs.
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.namaste2.fora.pl Strona Główna -> Ankiety
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Najlepsze retro napisał/a:
Will
0%
 0%  [ 0 ]
Robert
10%
 10%  [ 1 ]
Lynn
60%
 60%  [ 6 ]
Paulie
30%
 30%  [ 3 ]
Mike
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 10

Autor Wiadomość
Henry
Były Administrator
PostWysłany: Sob 12:18, 10 Maj 2008

Dołączył: 26 Mar 2008

Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Oto ten dzień. Umieszczę tu wszystkie nadesłane prace. Po przeczytaniu ich zagłosujcie na najlepszą pracę.

Praca pierwsza.
Autor: William Fate
Cytat:
Ten sam dzień-noc

Ciszę nocną przerwał odgłos silnika samochodu.4-Osobowy wan, właśnie jechał ulicą

-Dzięki Mathiew, za to, że jedziesz ze mną, ale dlaczego zabrałeś ze Sabą Monice-poczym wskazał na ładnie wyglądającą czarnowłosą dwudziestopięcio letnią dziewczynę
-A myślisz, że co, puściłabym swego męża samego. Ja go kocham, nie i on wie o tym, że będę przy nim zawsze-powiedziała nieco gniewnym, lecz stanowczym tonem. –Poza tym ty jesteś również moim przyjacielem-odpowiedziała
-Sam słyszałeś-powiedział z uśmiechem dobrze zbudowany chłopak o imieniu, Matthiew- W małżeństwie nie ma nie ma sprzeciwów –opowiedział z uśmiechem
-No dobra, ale obydwoje zostajecie w samochodzie, wszystko robimy wg umowy, ja wchodzę, zabijam go i wracamy do domu-mówił po raz setny do swych towarzyszy a oni po raz kolejny mu przytaknęli. Byli już niedaleko swojego celu


20 minut później-przystań

Zgodnie z planem Will zostawił swoich przyjaciół w samochodzie samotnie wszedł do hangaru. Zaczął iść przed siebie. Wiedział, że nie będzie już odwrotu. Wyjął pistolet, odbezpieczył i szedł dalej. Po chwili zobaczył to, czego szukał. Zobaczył związanego człowieka na krześle z torbą na głowie. Podszedł do niego i zdjął mu torbę z głowy. Wymierzył i powiedział-

-Teraz zginiesz za moich rodziców, pamiętasz rodzinę Fate, jeśli tak to wiesz, za co zaraz umrzesz.
Spodziewał się strachu, płaczu a nawet błagania o litość.Ale nie tego, co wydarzyło się po tym.
Człowiek zwyczajnie się roześmiał. Po chwili zanosząc się śmiechem powiedział
-Hahaha myślisz głupcze, że to ty rozdajesz karty, że ty jesteś tu szefem. Jeśli tak to obejrzyj się za siebie.

I Will się obejrzał. Zobaczył zarys dwóch ludzi stających za nim. Nie zdążył się jednak im przyjrzeć. Oberwał w głowę kolbą pistoletu. Stracił przytomność.



Jakiś czas później

Czuł okropny bul głowy. Poczuł jak na głowie wyrósł mu olbrzymi siniak. Spróbował wstać jednak usłyszał, głos

-Nawet tego nie próbuj, bo wpakuję ci kule prosto w tą twoją głowę
Podniósł głowę szukając źródła sygnału i zobaczył trójkę ludzi. Jednego z nich już znał. Był nim człowiek przywiązany do krzesła. Drugiego nie znał jednak przypomniał sobie, że jest nim człowiek, który go ogłuszył trzecim był gruby człowiek, który okazał się ….Człowiekiem, któremu zapłacił za znalezienie mordercy swoich rodziców
-John?? Ty gnojku a ja ci zaufałem, ty psie zapłaciłem ci za to wszystko a ty mnie oszukałeś, dlaczego, ty …….-Krzyczał, ale po chwili dostał solidny cios pięścią
-Nie nie bijcie go już, proszę-powiedział grubas, po czym odezwał się do chłopaka.-Wybacz mi Niechciałem tego, ale oni powiedzieli, że zabiją moją rodzinę, że zgwałcą mi żonę, zrozum-zaczął się tłumaczyć, ale również oberwał cios w głowę

-Ach zamknij się, po co mu to mówisz i tak zaraz zdechnie-powiedział gościu, dzięki, któremu zawdzięczał siniak na głowie-Witaj Williamie, wiesz, kim jestem?-Spytał.-Nie to dobrze, ale się przedstawię. Nazywam się Joschua Clate. Moim ojcem jest szef mafii.. Widzisz twój stary podpadł nam. Taki ważny biurokrata a nie chciał podpisać paru umów. ostrzegałem go, ale nie chciał słuchać. No i dalszy rozwój wypadków znasz-powiedział uśmiechając się obleśnie.-No, ale ty przeżyłeś, lecz to się da łatwo naprawić -dodał, po czym powiedział do swojego człowieka-Ty Willys, wiesz, co robić. Poczekaj 30 minut i zastrzel potem dołącz do nas do baru pod ostrygą. Będziemy na ciebie czekać.-Powiedział poczym szarpnął Johna za rękę i poszedł z nim w kierunku wyjścia.

Minuty wlekły się jak godziny, czas leciał powoli. W końcu zbir odezwał się.
-No czas to kończyć, sorry młody-poczym obrócił pistolet w jego stronę

Nagle ciszę przerwał hałas. To był Mathiew, biegł w stronę Willysa poczym rzucił się na niego. Zaczęli się szamotać ze sobą. To wszystko rozegrało się w parę sekund.William wstał odpiął kurtkę i wyciągnął katanę. Nagle cisze przerwały dwa strzały. Jednak Will już się zamachnął. Zamachnął się,zobaczył pełne przerażenia oczy Willysa, który kierował rękę z pistoletem w kierunku Williama. Jednak Will był szybszy, katana przecięła rękę, z taką łatwością jak nóż wchodzi w masło. Krew siknęła na ziemię, obryzgując wszystko wokół. Jednak William po chwili uderzył drugi raz, celując tym razem w głowę. I tym razem broń nie zawiodła. Przeszła z łatwością przez czaszkę. Razem z krwią, z głowy wypadła szara masa. Lecąc w powietrzu zatrzymała się na ścianie. Will jednak nie miał chwili do świętowania zwycięstwa. Podbiegł do swojego przyjaciela. Zauważył dziury po kuli prosto w klatce piersiowej. Mathiew jeszcze żył.

-Mathiew, ty głupcze, czemu to zrobiłeś. Miałeś siedzieć w samochodzie-mówił ze łzami w oczach.
-Zobaczyłem…jak dwóch…ludzi wychodzi stąd. Po..Myślałem, że…potrzebujesz ……pomocy-mówił, lecz krew wypływająca z ust utrudniała mu mowę.-Zabierz…mnie do samochodu …proszę-powiedział a jego skóra zaczęła się robić biała
-Oczywiście już to robie. Dziękuje ci przyjacielu -powiedział, po czym podniósł przyjaciela na plecy i zaczął z nim iść w kierunku samochodu. Jednak wcześniej podniósł z ziemi swój pistolet

Po chwili podszedł do samochodu, i na wejściu powiedział- Monice, pomóż mi on jest ranny.-jednak nagle zauważył to, co powinien zobaczyć dawno temu. W szybie od samochodu były ślady po kuli. A Monice siedziała na przednim, fotelu trzymając się za brzuch w dużej kałuży krwi. Monice była martwa
-Nie tylko nie to-powiedział płacząc, gdy położył Mathiew na siedzeniu kierowcy. Po chwili Mathiew się odezwał
-Nie,proszę zostaw… mnie tak, nie ……zabieraj mnie do..Szpitala, pozwól mi,,,, umrzeć- mówił, gdy spostrzegł, że jego żona nie żyje

-Na pewno tego chcesz-spytał wiedząc, że Mathiew już zdecydował. Wiedział, że dla niego życie beż Monice jest bezsensu.
-Tak, proszę cię tylko o jedno, podaj mi jej dłoń
-Oczywiście, już-po, czym płacząc włożył mu do jego ręki dłoń Monice-Już

-A teraz.. złap tego gnojka proszę. Zrób to dla mnie.-po czym zaczął mówić do swojej żony wciąż trzymając ja za ręke- Kochanie, poczekaj za mną, zaraz…do ….ciebie dołączę, wiedz.. że cię…kocham. moja ukochana.. moja…jedyna…-mówił. coraz wolniej, coraz ciszej. Jego słowa przerywał kaszel, który był pełen krwi. W końcu jego głos umilkł.

William czekał do tego momentu,podszedł do przyjaciela i zajrzał mu w oczy. Zawsze takie wesołe, radosne teraz puste i szare.Podszedł do niego i zamknął mu powieki. To samo zrobił Monice. Po czym zaczął odmawiać modlitwę. Po chwili obejrzał się na parę przyjaciół i powiedział
-Przez te wszystkie lata byliście moją rodziną, to moja wina, że zginęliście. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie-powiedział ze łzami i ruszył przed siebie. W jego głowie teraz krzątała się tylko jedna myśl- bar pod ostrygą, oraz zabicie niejakiego Joschuy


Praca 2
Autor: Robert Reshevsky

Cytat:
Robert siedział na kanapie i oglądał telewizję. Nie było nic ciekawego, ale nie miał nic lepszego do roboty. Ostatnio w życiu mu nie szło. Brat leżał w szpitalu, na turnieju nie wygrał żadnej partii, gdy jutro jest następny turniej, a na dodatek zgubił portfel. Nie miał z czego żyć, bo jeszcze nie pracował, a brat nie dostawał pieniędzy, bo nie mógł pracować będąc cały w bandażach. Robert nie wiedział co robić. I tak rozmyślająć o tym, nagle coś mu przerwało myślenie. Był to dzwonek do drzwi. Wstał i szybko je otworzył.

-Cześć!-powiedziała jakaś dziewczyna, którą Robert kojarzył, ale nie wiedział skąd.
-Cześć.... A tak w ogóle, to kim jesteś?
-Jestem Jennifer. Nie pamiętasz?
-Nie-powiedział zdezorientowany Robert.
O co jej chodzi. Przecież nic nie piłem i nie mogłem zrobić niczego głupiego...
-No jak to nie? Wtedy w szpitalu wpadłeś na mnie!
-No tak...
Uff, już myślałem, że coś zrobiłem...
-Ale skąd wiesz gdzie mieszkam?-spytał się niepewnie.
-Upuściłeś portfel, a w nim było wszystko było napisane. Proszę-Podała mu portfel.
-Dzięki. Szukałem go, bo miałem tam wszystkie oszczędnosći.
-Nie ma za co.
-To... może wejdziesz.
-No dobrze.
-Napijesz się herbaty?
-A nie masz czegoś innego?
-No nie, nic nie mogłem kupić.
-Jeśli tak, to może być herbata.

Robert poszedł zrobić herbatę. Był rozkojarzony całą sytuacją. Nagle w jego domu pojawia się dziewczyna z jego portfelem. Przynajmniej go odzyskałem. Zrobił herbatęi wrócił do salonu.

-Proszę. Twoja herbata.
-Dzięki. Tak w ogóle to sam tu mieszkasz?
-Nie, z bratem, ale jest w szpitalu.
-Nie jest wam tu ciasno?
-Jakoś się mieścimy...

I tak rozmawiali przez kilka godzin. Rozmawiało im się bardzo dobrze. Mieli te same zainteresowania, no może oprócz szachów. Ale Robert nie powiedział o nich Jennifer, bo wiedział, że nie wszyscy lubią ten "sport" i mogłaby go wyśmiać. Spotakł się z takimi przypadkami już wiele razy i wolał nie przeżywac tego jeszcze raz. Po kilku godzinach, gdy było już bardzo późno rozmawiało im sie nadal bardzo dobrze, ale było już wyraźnie za późno.

-Wiesz, już jest bardzo późno. Chyba musimy kończyć-powiedziała Jennifer
-Skoro musimy-odpowiedział Robert
-Oboje wstali. Robert podszedł do drzwi by je otworzyć. Szybko je otworzył, bo chciał przepuścić Jennifer.
-To... Do zobaczenia.
-Do...-nie dokończyła. Pocałowała Roberta. Zatoczyli się w stronę łóżka...

PIK! PIK! Oh, co jest? PIK! PIK! Dobra, dobra! PIK! PIK!
Robert wyłączył budzik. Wstał, rozejrzał się i własnym oczom nie uwierzył. I nagle wspaniałe wspomnienia z poprzedniej nocy wróciły do niego i prysnęły.
-Jennifer! Jennifer!
-O! Już wstałeś.
-Musisz wstawać. Ubieraj się!
-Co?! Ale czemu.
-Muszę... gdzies iść-powiedział pomijając szachy i szybo zakładając spodnie.
-To nie może zaczekać?
-To nie jest zależne ode mnie. Szybko!
-No dobrze....
I tak szybko się ubrali. Jennifer wyszła. Robert wział portfel, któy mu przyniosła i szybko wybiegł na ulicę, wszedł do autobusu i pojechał na turniej szachowy.


Praca 3
Autor: Lynette Boswel
Cytat:
- Przepraszam - rzuciła po raz kolejny Lynette przeciskając się przez zatłoczony terminal lotniska. I po raz kolejny tego dnia pożałowała, że założyła buty na obcasie. Wychodząc z domu, nie miała jednak czasu na zajmowanie się takimi szczegółami. Dziewczyna rozejrzała się uważnie po budynku i ciągnąc za sobą walizkę ruszyła w stronę wyjścia.
- Lynn, tutaj! - usłyszała za sobą niski, dobrze znany jej głos i po chwili poczuła jak obejmują ją silne ramiona Josha. Gdy ucisk zmalał nieznacznie odsunęła się od niego i spojrzała w smutne oczy brata. Znajdujące się pod nimi cienie boleśnie kontrastowały z bladą cerą i świadczyły, o kilku nieprzespanych nocach.
- Jest, aż tak źle? - zapytała, zapominając o powitaniu.
Potrząsnął tylko głową i odebrał od dziewczyny walizkę.
- Jest... Sama zresztą zobaczysz - wykrztusił przez ściśnięte gardło i obejmując siostrę ramieniem, poprowadził do samochodu.
Po chwili pędzili przez ulice San Francisco. Lynn przyglądała się miastu przez brudną szybę, próbując znaleźć w sobie siłę, na przeżycie kilku następnych godzin.
- Co z dzieckiem? - Jej głos przerwał panującą w samochodzie, nieznośną ciszę.
- Leo - rzucił odruchowo Josh - chłopiec ma na imię Leo. Lekarze mówią, że przeżyje. Leży teraz w inkubatorze. Na szczęście do końca ciąży pozostało niewiele.
- To dobrze - odparła Lynn przymykając powieki. Otworzyła je dopiero wtedy, gdy auto zatrzymała sie na przyszpitalnym parkingu.
Lynette wyszła z samochodu i wygładziła poły okrywającego ją płaszcza. Josh złapał ją za rękę i zaprowadził do środka. Minęli recepcję i od razu skierowali się do windy. Mężczyzna uśmiechnął się smutno, gdy zobaczył jak jego siostra kurczowo łapie się barierki. Wiedział o niechęci Lynn do jazdy tym środkiem transportu, ale dzisiaj nie miał siły wchodzić po schodach.
Gdy drzwi windy się otworzyły, przepuścił ją przodem i zobaczył jak wpada w ramiona zapłakanej kobiety.
- Mamo... - wyszeptała Lynette tuląc do siebie matkę i wdychając jej perfumy, tak samo niezmienne od kilku lat i ciągle tak samo kojarzące się z bezpieczeństwem i miłością.
Gdy Martha wypuściła ją ze swoich objęć dziewczyna przywitała się z kolejnymi członkami rodziny. Wszyscy byli bladzi i milczący, z wyrazem oczu świadczącym, ze nie są w stanie ogarnąć rozmiaru tragedii jaka dotknęła tak bliską im osobę.
- Czy mogę do niej wejść? - zapytała cicho.
- Teraz jej u niej lekarz - odpowiedział Sarah - żona Chrisa, która jako pierwsza oprzytomniała.
- Jak ona się czuje? - padło drugie pytanie, o wiele trudniejsze od poprzedniego.
- Jest w ciężkim stanie - głos Sarah się załamał - ten wypadek.... Z samochodu prawie nic nie zostało... Widzieliśmy. To cud, ze przeżyła - tłumaczyła urywanym zdaniami - Mark... On nie miał, żadnych szans.... Ten wariat uderzył akurat w bok samochodu z jego strony. A Carol... Ona...
- Ona wyjdzie z tego - przerwał jej stanowczy głos teściowej - Nasza Carol jest silna. Ma dla kogo żyć. Nie zostawi Leo - w jej głosie brzmiała pewność i nieznana Lynn siła.
- Na pewno, mamo - wyrzuciła szybko z siebie, ściskając dłoń matki.
Nie wyobrażała sobie, że świat mógłby istnieć bez jej starszej siostry.
Przed wybuchnięciem niepohamowanym płaczem powstrzymało ją na szczęście wejście lekarza.
Wszyscy jak na umówiony znak zerwali się z miejsc i utkwili w doktorze wyczekujące spojrzenia.
- Jest poprawa - zakomunikował, co wywołało na twarzach zebranych ulgę. - Wszystko wskazuje na to, że wyjdzie z tego. Obrażenia nie są tak poważne, jak przewidywaliśmy. Możecie ją odwiedzić, ale pojedynczo. Żadnych emocji, ani silnych wzruszeń - spojrzał groźnie na zebranych - nie chcemy chyba, żeby powtórzyła się sytuacja z wczoraj - przypomniał sobie o reakcji pacjentki na wiadomość o śmierci męża.
- Lynn, idź - matka pchnęła ją lekko w stronę sali.
Dziewczyna skinęła głowa i szybko weszła do pomieszczenia.
Widok, który zobaczyła sprawił, że poczuła ucisk w żołądku. Setki rurek, przewodów, wydalająca dziwne odgłosy aparatura i pośrodku tego wszystkiego blada jak szpitalne prześcieradło Carol.
Zbliżyła się ostrożnie do łóżka i zamknęła w swoich dłoniach, poranioną rękę siostry.
- Musiałam prawie umrzeć, żebyś raczyła odwiedzić stare kąty? - wyszeptała Carol najgłośniej jak potrafiła, nie otwierając nawet oczu. W jej głosie nie słychać było jednak wyrzutu.
- Nie żartuj Carol - Lynn starała się opanować drżenie głosu - Nastraszyłaś nas wszystkich, a tymczasem wyglądasz jak zdrowa.
Kobieta otworzyła oczy i delikatnie zacisnęła palce na dłoniach siostry.
- Kocham cię smarkulo, wiesz? - jej opuchnięte usta poruszyły się nieznacznie.
Tego było dla Lynette za dużo, zapominając o ostrzeżeniach lekarza pozwoliła swoim łzom spłynąć po twarzy i poplamić koszulę Carol.
- Ja też Cię kocham. Bardzo mocno - odpowiedziała i przez chwilę między kobietami zapanowała pełna porozumienia cisza.
- Wiesz Lynn, Mark wiedział, ze umrze - słowa popłynęły szybko, jakby chora bała się, ze ktoś jej przerwie - widziałam to w jego oczach. Zobaczyliśmy ten samochód na sekundę przed... I... Spojrzał na mnie. To było w jego oczach. Wiedział... Żegnał się....
- Carol, ja... - nie wiedziała co powiedzieć.
- Nie, Lynette, nic nie mów - przerwała jej, jakby odczytując jej myśli - Widziałaś już mój skarb?
Dziewczyna przez chwilę nie wiedziała o co chodzi.
A tak... Leo.
- Jeszcze nie - odparła - Dopiero przyjechałam.
- Idź do niego - poprosiła Carol - powiedz Leo, że mamusia niedługo go zabierze.
- Proszę pani - w drzwiach pojawiła się głowa pielęgniarki - pora już kończyć pacjentka potrzebuje spokoju.
- Trzymaj się Carol - powiedziała Lynn puszczając rękę siostry - Do zobaczenia.

*

Nienawidzę szpitali
Lynette stanęła przed szybą i podniosła oczy na salę pełną maleńkich istotek. Bała się to miejsca, jak dzieci boją się cieni na ścianie we własnym pokoju po zapadnięciu ciemności. Zdawał sobie sprawę, że jest to lęk irracjonalny, że nikt nie wyciągnie w jej stronę ręki w oskarżającym geście.
Morderczyni własnego dziecka....
Na jednym z inkubatorów Lynn dostrzegła swoje własne nazwisko. Sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo ją to zirytowało. Może dlatego, że było to oczywiste pominięcie Marka?
Dziewczyna przeniosła wzrok na chłopca i poczuła jak jej serce drgnęło.
- Witaj kochanie - szepnęła - jestem twoją ciocią i będę cię bardzo mocno kochać.
Gdy wypowiadała te słowa, poczuła, że to prawda.


Praca 4.
Autor: Paulie Estacande
Cytat:
Samochód minął PUB.
- Cholerne zadupie- powiedział Pietro, dopijając piwo.
- Wyrażaj się- skarcił go Paulie, - w ogóle nie wiem po co z tobą tu przyjechałem.
- Oj braciszku, braciszku ty zawsze taki święty. Przyjechałeś tu bo obiecałem Tottiemu, zrobić robotę i ją zrobię, a ty się o mnie strasznie martwisz i nie puścisz mnie samego.
- Zamknij się, gdyby nie ja siedziałbyś jeszcze w Brooklynie i..
- Dobra a gdybyś ty mnie posłuchał i pogadał z Tottim dostałbyś jakąś w porządku robotę, a nie sprzedawał u starego Mario.
- Nigdy nie ruszę brudnych pieniędzy.
- Twoja strata, a teraz cicho. Wchodzi.

Do baru wszedł potężnie zbudowany mężczyzna, miał skórzaną kurtkę i krotko przystrzyżone włosy, płk. Blackvile podszedł do baru i zamowił
- to co zwykle, Pete i daj mi mój pokój.
- oczywiście pułkowniku.

Z pokoju za barem wyszła młoda blondynka
- masz 5 minut przerwy Kitty- krzyknął barman.

Blackvile wsezdł do pokoju i powiedział
-3 minuty!

-Dobra teraz ją czymś zajmij, nie wiem pogadaj- polecił bratu Pietro
- Jak?
- No nie wiem do jasnej cholery! Zabajeruj ją, powiedz że ci się podoba, albo pogadaj o pogodzie! Potrzebuje 5 cholernych minut!
- Dobra, dobra nie denerwuj się! - powiedział Paulie i podszedł do blondynki. Pietro udał się do baru.

-Chyba coś upuściłaś- zaczął Paulie
- daj spokój jeśli to podryw nie masz szans.
- Nie naprawdę coś upuściłaś.
- Jak jesteś taki mądry to podnieś.

Paulie skarcił się w duchu, i podniósł z ziemi jakiś papier

-To nie moje- powiedziała stanowczo
-Wybacz chciałem być miły.
-Nie to ty wybacz. widzisz tego tam faceta.- wskazała na potężnego mężczyznę o tępym wyrazie twarzy.
- Pilnuje mnie, żebym się nie oddalała. Uważają mnie za własność.
- Przykro mi. - Pauliemu zrobiło się jej żal.
- A mi nie po 2 latach można się przyzwyczaić.

Od początku rozmowy minęły 4 minuty a nikt jej nie wołał
- Blackvile ma gościa, pewnie załatwia "interesy".
-Pewnie tak. - mruknął Paulie.

Nagle zobaczył że Pietro, wychodzi z pokoju minę miał taką jakby miał kogoś zabić. Kitty poszła do pokoju.

-Wiesz co ten Blackvile mi powiedział?! Że za mało mu płacimy za pomoc i podwyższa rachunek. - po czym puścił wiązankę przekleństw i bluzgów pod adresem pułkownika.
-Trzeba będzie mu przemówić do rozumu.

Podjechali nocą, Pietro wyszedł z wozu i udał się do budynku. Paulie zgasił wóz i czekał. Nagle wydawało mu się że widzi przechodzącą ulicą postać, postać ta zaczęła mu się przyglądać, gdy z budynku wybiegł Pitero i ryknął do brata:
-Zabieramy się z stąd!.

Wpadł do wozu i krzyknął:
- zwiewamy!
Paulie ruszył samochodem z piskiem opon.

2 tygodnie później Paulie wszedł do biura dona Totti. Na biurku leżała archiwalna gazeta sprzed 2 tygodni.

"Tajemnicze Morderstwo"
"Policja stanu Texas, stara się ustalić kto dokonał podwójnego zabójstwa w miasteczku Bufflo. Przypomnijmy 2 dni temu w PUBIE "Texas Ranger" znaleziono ciała płk. Thomasa Clive Blackvile'a i Kathriny Wanger. Oboje zginęli od tej samej broni kal. 9mm. z tłumikiem. Zabójcy ani świadków zdarzenia nie odnaleziono."


Praca 5
Autor: Michael Warrick
Cytat:
2 lata temu
Los Angeles/USA

23-letni mężczyzna chodził nerwowo po pokoju. Był to nikt jak Michael Warrick. W pewnym momencie złapał za telefon i zadzwonił do swojej dziewczyny.
- Hej Monica - rzekł przez telefon
- Hej - odparła. - Zapewne znów chcesz mnie zaprosić na kolację - zaśmiała się.
- Nie myliłaś się - również się zaśmiał - No to o 20 tam gdzie zawsze.
- OK - odparła krótko
- Mówiłem Ci już, że Ci kocham?
- Mówisz to w kółko - Dobra ja już muszę kończyć. Do zobaczenia wieczorem.
- Pa - rzekł i odłożył słuchawkę.
Uśmiechnął się nerwowo. Ubrał się i wyszedł z mieszkania.

*************************************************************

Wsiadł do swojego samochodu. Włożył kluczyki do stacyjki i przekręcił je. Ruszył. Po kilkunastu minutach drogi dojechał na miejsce. Wyszedł z samochodu i popatrzył na budynek który stał przed nim. Był to sklep jubilerski.
- Dzień Dobry - rzekł wchodząc otwierając drzwi
- Dzień Dobry - odpowiedziała sprzedawczyni
Michael rozejrzał się chwilę po pomieszczeniu. W końcu rzekł:
- Ten pierścionek poproszę
- Więc jak się nazywa? - rzekła sprzedawczyni pokazując Michalowi pierścionek
- Co? - zamyślił się - Aaa... Monica. Ilę płacę?
- 300$
Michael wyciągnął z kieszeni portfel i dał pieniądzę.
- Proszę - rzekł chowając pierścionek - Do widzenia...

*************************************************************

Godzina 19.40. Michael dotarł na miejsce tam gdzie był umówiony z Monicą. Zamówił kolację. Cały czas nerwowo spoglądał na zegrek. Nagle otoworzyły się dzrwi. Michael uśmiechnał się na widok dziewczyny.
- Hej - rzekła
- Hej - odparl calując dziewczynę
- Więc powiesz mi co to za okazja?
- Niespodzianka - uśmiechnął się
- Wiesz, że nie lubię niespodzianek. To co? Powiesz?ic n
- Zaczekaj jeszcze trochę

Posiłek spożywali rozmawiając o różnych rzeczach. Ten w końcu zerwał się z krzesła.
- Coś się stało - rzekła jego dziewczyna ze zdziwieniem
Ten nie odpowiedział. Wziął głęboki oddech i podszedł do dziewczyny i wyjął pierścionek.
- Wyjdziesz za mnie?...



Głosujcie


PS. Głos musi być uzasadniony. Dodam jeszcze że wszelkie komentarze poza konkursowe, będą stosownie "nagrodzone"
Zobacz profil autora
Megan
Moderator
PostWysłany: Sob 12:52, 10 Maj 2008

Dołączył: 24 Mar 2008

Posty: 402
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Głos na Lynette. (gdybym mogła dać 2 głosy, jeden z nich poleciałby do Paulie'go)
Czytając wszystkie retra, tylko w tych dwóch dotrwałam do końca. Reszta... Poległam w połowie, przykro mi ^^'
Zobacz profil autora
Robert
Newsman
PostWysłany: Sob 13:05, 10 Maj 2008

Dołączył: 25 Mar 2008

Posty: 408
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

To ja zagłosowałem na retrospekcje Pauliego bo:

1. Nie zagłosowałbym na swoje retro, bo to byłoby nie fair. ^^
2. Moim zdaniem Paulie najciekawiej opisał wydarzenia, w których jego postać brała udział.
3. Wybór był naprawdę ciężki i czasami sam się z nim nie zgadzam, ale jakiegoś wyboru trzeba było dokonać, a biorąc pod uwagę wszystkie argumenty(które rozumiem tylko ja, a nie jestem na tyle poprawny, by je przelać na papier), to był jednak dla mnie najlepszy wybór.

PS.Zaznaczam, ze to było moim zdaniem.


Ostatnio zmieniony przez Robert dnia Sob 13:11, 10 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
William Fate
Rozbitkowie
PostWysłany: Sob 14:09, 10 Maj 2008

Dołączył: 24 Mar 2008

Posty: 411
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5

Ja również głosuje na Lynette. Na siebie oddać głosu nie mogę, retro Roberta, Michaela i Pauliego są dobre i fajnie się czyta, jednak brakuje im tego czegoś, co by je wyróżniało spośród innych.
Zobacz profil autora
Sayid Jarrah
Rozbitkowie
PostWysłany: Sob 15:04, 10 Maj 2008

Dołączył: 25 Mar 2008

Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zagłosowałem na retro Lynn ponieważ:
1.To retro ma w sobie to "coś", jest takie prawdziwe.
2.Wolę historie z życia wzięte niż kryminały.
3.Najlepiej opisane odczucia wewnętrzne.
4.Wogóle kapitalna postać która zaciekawiła mnie od początku gry na naszym forum.


Ostatnio zmieniony przez Sayid Jarrah dnia Sob 15:04, 10 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Artemis
Rozbitkowie
PostWysłany: Sob 15:17, 10 Maj 2008

Dołączył: 25 Mar 2008

Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Szczecin

A ja na Pauliego. A jeśli mam szczerze mówić dlaczegóż to na niego to : Bo mamy jedno wspólne Smile
Zobacz profil autora
Michael Warrick
Inni
PostWysłany: Sob 20:19, 10 Maj 2008

Dołączył: 25 Mar 2008

Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: SkArLaNd

Również oddaje głos na retro Pauliego. Ciekawie opisane wydarzenia i wogóle fajnie się czytało. Chociaż retro Lynn też jest bardzo dobrze.
Zobacz profil autora
Ryan Crower
Moderator
PostWysłany: Nie 18:01, 11 Maj 2008

Dołączył: 26 Mar 2008

Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zagłosowałem na retro Lynn. Niby, ani mrożąca krew w żyłach, ani pełna szalonej akcji, ale świetnie przedstawiona sytuacja z życia. Wydaje mi się jakaś najbliższa ze wszystkich.
Zobacz profil autora
Henry
Były Administrator
PostWysłany: Pon 18:13, 12 Maj 2008

Dołączył: 26 Mar 2008

Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Mój głos zaważy o 3 miejscu^^. Przydzielam go Robertowi. Z pozostałych 3 prac (pomijam 2 prowadzące retra) jego jest najlepsza.
Napisana z sensem z małą ilością błędów, z dość ciekawymi dialogami.

Zamykam


Ostatnio zmieniony przez Henry dnia Czw 21:40, 29 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.namaste2.fora.pl Strona Główna -> Ankiety Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin